Za ciosem !!!!
-
DST
101.20km
-
Czas
04:24
-
VAVG
23.00km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Temperatura
38.0°C
-
Kalorie 4200kcal
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wracając do dnia poprzedniego - Sobota mnie prawie zabiła i to dosłownie, dawno nie czułem się wypruty życiem i treningiem na tyle by nie móc dojechać do domu, głowa totalnie odjechała a na 8km przed docelowym miejscem czyt. dom, po "szybkim" przeliczeniu ("szybkim" będąc w plecy jakieś 4 tysie kcal !) ile będę to jechał w stanie obecnym wyszło mi, że jakoś w październiku powinienem dotrzeć pod blok O_o ! No ale dość tej soboty, udało się szczęśliwie wrócić i tyle.
Noc upłynęła szybciej niż myślałem, wstaje i bucha na mnie od rana jakieś 28C. Bosko, pomyślałem, idealna pogoda na wejście do lodówki po takim dniu jak wczoraj, będąc totalnie przegrzanym.
Kawa jedna, kawa druga..... dobra kur... jadę gdzieś - najwyżej dzisiaj dokończę to co było mi pisane wczoraj :) ? Nawet drgawki w nogach minęły więc chwile później już w ruchu obieram trasę na Łagiewniki. Bidon pełny ku mojemu zaskoczeniu po 12km został opróżniony do cna !! więc szybka dolewka na kaloryferze i ruszam dalej. Chwilka w terenie i zapitalam dalej zerkając na licznik a tam temp. 44C :/ to było jak wyrok :/ Szukając jazdy w cieniu docieram w okolice ul. Rokicińskiej skąd obieram kurs na Rzgów, oczywiście cienia brak ale noga jakaś nabuzowana, pary od cholery (może adrenalina działała?) więc wzrok przed siebie i lecimy. Na Starowej Górze chwilka odpoczynku, uzupełnienie płynów i drzemka na pełnym słońcu. Wstając po ledwie 15-20min poczułem się dosłownie jak pijany. No cóż, wracać do "pit stopu" ? szkoda dnia, tylko myśli mnie nachodziły - człowieku, znów zjadłeś porcję jak dla 4-5 latka rano a ciśniesz.... Odłożyłem te myśli na półeczkę razem z innymi mądrościami życiowymi i jadę, oj szybko jadę bo nie chciałem się spóźnić na Żabieniec skąd zgarniam Michała i żeby dalej pokręcić. Myślę, że szosowo to spokojnie powtórka z wczoraj była czyli łączna średnia prędkość jakieś 28km/h. Szybkie ustalenie trasy i lecimy ścieżkami a to włókniarzy a to łagiewnicka a to julianowska aaaaa potem kółeczko jedno drugie, ludzie w samochodach dziwnie patrzą więc starczy tego cyrku. Nowy kurs na Strykowską obrany, w połowie uległ zmianie - zapragnąłem najlepszej wody w mieście, wprost z Łagiewnik ! więc kolejny raz wita mnie kaloryfer i studzienka bez dna ! Kolejna korekta trasy i wpadamy w las po 19:00 jak dzik w szyszki !!! I tu średnia przejazdu była przynajmniej 30km/h albo i więcej ale leciało się w dół wprost idealnie, niczym nieskażona trasa, zero przeszkód ! I kolejny raz wyjeżdżam na ul. Okólnej pozostaje mozolny podjazd w górę do ul. Strykowskiej, dobra nie był taki mozolny chociaż nie wiem skąd ja tą siłę dziś brałem i co za chochlik we mnie siedział. Następnie przecinamy drogę szybkiego ruchu by dotrzeć do innych szutrowych odcinków i ostatecznie wylądować na Brzezińskiej a następnie na Widzewie gdzie kolega Michał już musiał bufet rozstawiać i przy okazji serwisować, na oko, 3 latkowi rowerek :D Po krótkiej przerwie ruszamy dalej a niebo pyta nas - dojechać was ??... przyciskamy kolejny raz by zdążyć przed ewidentną ścianą deszczu.
Kolejna dwudniówka w siodle, gdyby nie nocleg to byłby istny 48h Le Mans Race :)
Czas wrócić do szarości dnia i zacząć załatwiać sprawy priorytetowe.
Kategoria Outdoorowo